czwartek, 22 sierpnia 2013

Nocny i podróżny marek!

Witajcie Markoholicy i rusomaniacy! Pewnie zastanawialiście co się ze mną dzieje i czy już całkiem wchłonęła mnie rosyjska ziemia, lub czy nie przymarzłem gdzieś do słupa na dalekiej północy! Trochę mnie tutaj nie było, więc muszę Wam powiedzieć, że pozmieniało się dużo! Niestety nie mieszkam już w Rosji i stało się, tak jak mówiły słowa piosenki, którą wkleiłem Wam na Facebooku przed samym wyjazdem "Spektakl zakończony! Gasną światła!". Do końca byłem przekonany, że opuszczam Rosję na chwilę i będzie kolejny akt, jednak stało się inaczej! Na pewno jeszcze do Mateczki Rasiji zawitam, więc aż tak się nie zmartwiłem :) Bardziej zmartwiło mnie, iż straciłem źródło finansowania moich fanaberii, ale dopóki byłem przy źródełku czerpałem, czerpałem i odłożyłem trochę na czarną godzinę! A że ja, jak to ja i na miejscu usiedzieć nie mogę, dlatego postanowiłem znowu ruszyć w świat i wydać ciężko zarobione rubelki! Tym razem z biletem powrotnym w dłoni wybieram się na podbój Azji!!! Niektórzy powiedzą, że Rosja to też Azja (np. moja mama), ale tym razem dość północy i udaję się w kierunku południowo-wschodnim!!! Rosjanie podobno najczęściej na wakacje wybierają Tajlandię i ja jako prawdziwy rusofil też postanowiłem się przekonać jak tam jest! Czekają mnie 4 tygodnie na rajskich tajskich plażach na największej wyspie Tajlandii - Phuket, ale na tym nie koniec! Odwiedzę jeszcze Kuala Lumpur, żeby zrobić sobie sweet focie przy Petronas Towers (w tej kwestii Rosjanie też są pionierami). 


W Malezji niestety planuje tylko 4-5 dni, dlatego skupię się na stolicy tego kraju a następnym razem zobaczę resztę! A potem konichiwa Japonio [czyt. konicziła, znacz. Dzień dobry], co prawda tylko na tydzień (a tydzień to jednostka bardzo nierównomierna w Maroku w tydzień odwiedziłem 7 miast a w Brazylii tylko 2) i na razie ciężko jeszcze powiedzieć ile miast i atrakcji zaliczę :) na pewno zawitam do Tokio, Kioto i Osaki!!! A jakby tego jeszcze było mało w drodze powrotnej zatrzymam się na parę dni w Bangkoku i na pewno nie planuje tam kaca :) i tak to wygląda moi mili, już niedługo blog znowu się ożywi i będzie cieszyć Was moim przygodami i historyjki  z podróży! W związku z tym, iż nie mieszkam już w Rosji a przede mną nowa ekscytującą podroż hasło "My Russian life" staje się trochę nieaktualna, dlatego blog zmienia nazwę na "marek podróżny" co idealnie komponuje się z nocnym markiem! Niestety na fb zmiany zaszły już za daleko tzn jeśli strona posiada więcej niż 200 fanów nie można zmienić jej nazwy i żeby nie obarczać was kolejnym lajkowaniem mój fan page pozostanie pod starą nazwą! To tak naprawdę małe kosmetyczne poprawki, więc nie przejmujcie się nimi i wracajmy do azjatyckich klimatów! Rosjanie to Słowianie, czyli niby podobni, tylko że inni :), ale Azjaci to już zupełnie inna bajka! Żeby dać Wam przedsmak szoku kulturalnego jaki mnie czeka obejrzyjcie sobie reklamę tajskiego Lotto, tam to dopiero piłeczki latają w tej maszynie losującej!  http://www.lotto2012.com/main/ A te literki! Cyrylica, to przy tym pikuś! No nic, jeśli chodzi o komunikowanie się, to łatwo nie będzie, ale najważniejsze ma być smacznie! Azja to przecież genialna kuchnia! Szybko zerknąłem na popularne tajskie potrawy i zachwyciły mnie gołąbki z rybiej ikry! W Malezji danie narodowe to tajemniczy nasi lemak, spróbuję koniecznie! A na koniec kuchnia japońska, która ostatnio jest tak popularna w Polsce o czym świadczą mnożące się wszędzie bary sushi. Mylą się jednak ci, którzy uważają że, kuchnia japońska zaczyna i kończy się na sushi! Zamierzam w tej smakowej podróży udać się krok dalej i na dodatek dokładnie wam to opisać ;) 





Ale ale pewnie Was i mnie chyba też najbardziej elektryzuje jedno słowo "TOKYO" miasto Godzilli, neonów, karaoke i superszybkich pociągów! Czy będzie łatwo, szybko i śpiewająco, czy jak w Godzilli a może bardziej jak w Lost in translation, zobaczymy! Na koniec jeszcze jeden filmik! Żebyśmy wszyscy razem wczuli się w japońskie klimaty! 


Start 5 Września! Do zobaczenia "marki podróżne" Wypatrujcie pierwszego azjatyckiego wpisu!



niedziela, 2 czerwca 2013

W krainie majonezu!

Jak fajnie znowu coś napisać :) Miałem już wczoraj coś wykaligrafować, ale jak zwykle mi nie wyszło :) Wczoraj był dzień dziecka (Всеми́рный день ребёнкa) i w związku z tym od godziny 13.00 nie sprzedawano alkoholu, co załamało naprawdę wielu i ja jako francuski łącznik musiałem zrealizować małe zamówienie na 30 browarów :). To już druga prohibicja w ostatnim czasie! 28 Maja był koniec roku szkolnego i wtedy też cały dzień nie sprzedawali alkoholu (w Rosji wakacje trwają 3 miesiące, za to studenci zaczynają już od września) a jak głosi hasło ludzi będących w delegacji "Świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia", dlatego sprawa napitków jest wielce ważna! Ja też zakupiłem sobie wczoraj browarka i udałem się do parku powygrzewać się na słońcu i tak się zasiedziałem, że nic nie napisałem, bo u nas prawie 30 stopni i można powiedzieć, że mamy już lato a jak u was pogoda? Słyszałem, że pada, ale najważniejsze że macie truskawki! Tutaj nie ma ich wcale....za to są komary, które są aktywne nawet w dzień.... Białe noce zagościły na dobre, od 24 robi się lekko szaro i ta szarość trwa tak do pierwszej w nocy a potem znowu wstaje słoneczko! Powiem wam, że nie mogę się przyzwyczaić, że słońce jest tak długo wysoko. Najbardziej denerwuje mnie to, że czasami sugeruję się widokami za oknem i myślę sobie "pewnie jeszcze wcześnie" a potem zerkam na zegarek a tu 23! Trwa też 3 edycja X-factora. program ten w Rosji nazywa się Factor-A - na cześć głównej jurorki Ally Pugaczowej!  Widziałem krótki wywiad z producentami, którzy wyjaśniali dlaczego X zmieniono na A i padło tam zdanie: "Alla jest dla Rosjan jak królowa dla Brytyjczyków, więc nie mogła to być inna litera!" Pomyślałem od razu sobie, że u nas to by musiał być M-Factor na cześć Maryli Rodowicz! Daję wam fragment może was zainteresuje :) A i dziewczyna z filmiku poniżej mieszka w miasteczku oddalonym jakieś 300 km od tego w którym mieszkam ja, czyli bardzo blisko ;)  


Nie mam dużo czasu na rosyjską telewizję, ale za to siedząc na budowie mam czas na obserwacje. Ostatnio zauważyłem, iż Polacy, Finowie i Rosjanie pracują w specjalnych ubraniach roboczych a pracujący obok Tadżykowie przyodziewają co popadnie a to jakiaś bluzka z cekinami lub bluzka z brokatem, czy sweter z mikołajem, ale oprócz tego bardzo lubią podkreślać swoje pochodzenie. Wielu z nich nosi T-shirty z flagą Tadżykistanu, mają kaski pomalowane w kolory narodowe lub nalepki z flagą i zarysem granic swojego kraju. Polacy jakoś nie eksponują biało-czerwonych barw. Za to do palety najważniejszych rosyjskich kolorów należy biały i śmiem twierdzić, iż wcale nie dlatego, że większą część roku pada śnieg i jest biało, tylko na cześć i chwałę majonezu! Są tu majonezy o różnych smakach, ale też dodaje się je do wszystkiego! Sałatki koniecznie z majonezem, do zupy obowiązkowo łyżka majonezu, frytki z majonezem, do pierogów majonez i nawet ziemniaki zapieczone w majonezie! Gdzie nie spojrzysz tam majonez! Obok tortów jest to drugi najbardziej uwielbiany przez nich produkt, ale trzeba dodać, że kochają też śmietanę i słoninę! Ale na północy już tak jest, że trzeba jeść tłusto! Poza tym sprawa wszechobecnego majonezu i tortów tłumaczy inną zagadkę rosyjskiego stylu bycia a mianowicie większość młodych Rosjanek jest szczupła, ale już panie w wieku 30+ 40+ to już są tak zwane prawdziwe ruskie baby! Dlatego Rosjanie na kaskach powinni raczej nosić naklejki w kształcie słoików z majonezem! Pozostałe dwa kolory z flagi rosyjskiej to czerwony i niebieski, ale z nimi lepiej obnosić się ostrożnie! Czerwony kojarzony jest z komunizmem, sierpem i młotem i innymi takimi a niebieski to kolor homoseksualistów. Nazywając kogoś niebieskim można lekko mówiąc zarobić w szczękę to samo może się stać kiedy nazwiemy kogoś szóstką! Szóstką w języku potocznym nazywa się lizusów.


Dosyć o kolorach! Czas na niusy z życia tłumacza! Musice wiedzieć, że zawód tłumacza podobny jest do pracy strażaka, jak się pali to jadą i gaszą i tłumacze mają tak samo :) Wczoraj o 3.00 w nocy dostałem telefon z komisariatu, iż niezbędne jest tłumaczenie i cóż zrobić trzeba wstać, ubrać się i jechać zagasić niedobory lingwistyczne! Z tłumaczeniami pisemnymi jest już trochę gorzej nie wystarczy tylko "zagasić" trzeba jeszcze wiedzieć co się gasi :) Maszyna, którą budujemy składa się z wielu różnych wałów, ich rosyjskie nazewnictwo pochodzi z języka niemieckiego. Jeden z ważniejszych wałów, to po niemiecku "Brustrolle" w  Rosjanie tłumaczą to dosłownie jako wał piersiowy i tak też przetłumaczyłem ja, ale "Polacy nie gęsi" i lubimy wszystko po swojemu i u nas jest  to wał czołowy o czym dowiedziałem się już po czasie i wszyscy się głowili o co chodzi z tymi piersiami ;) ! Od czoła do piersi niedaleka droga, ale można się zgubić :) Dobrze niech będzie, możemy być czołem leżącym między dwoma piersiami! Na koniec niestety nie będzie rosyjskich piersi, ale będą dwa zdjęcia. Widok na rzekę i mój ulubiony blok z napisem "Chwała Leninowi" może kiedyś zmienią na "Chwała majonezowi!" Kończę i nie wiem kiedy znowu napiszę mam nadzieję, że stanie się to zanim opróżnicie kolejny słoiczek majonezu! A najlepiej to wcale go nie otwierajcie, tylko zajrzyjcie tu za jakiś czas, żeby posmakować rosyjskiego życia! Paka! 




środa, 1 maja 2013

Spotkanie z Białoruską gejszą, czyli powrót do Texasu północy!!!

Witam i o mrozy już nie pytam, choć temperatura utrzymuje się od zero do +6! Zaznaczę, iż początek pisałem już dawno i teraz mam trochę lepszy nastrój, ale z tym hula-hoop lepiej uważać :) A  pisałem tak: Widzę, że ostatnio daje posty z prędkością jednego na miesiąc,ale prawda jest taka, że tu się nic nie dzieje....śnieg leży od października i jak słyszałem od jednego miejscowego, poleży jeszcze pewnie do maja....rzeka też cała skuta lodem....w sklepach już chyba wszystkie dziwne produkty obczaiłem...choć jedzenia nadal pozostaje wśród moich najważniejszych rozrywek ;) Dlatego boję się, że jak kupię hula-hoop to będzie pasować :( 


Miejsca też wszystkie widziałem. Od pomnika Lenina do największego supermarketu nic tu nie ma....mrozy też te same jak nie -8 to -15 i czasem -20. I codziennie myślę sobie: 


Tak tak chyba znowu popadam w depresje....ale 2 tygodnie w PL i znowu odżyłem! Dziś 1 Maja, pochodu nie było, ale w Koriażmie odbywał się festiwal pieśni patriotycznej i wojennej "Wojenne drogi", naprawdę wolałbym już ten festiwal niż pisanie zajawek przez cały dzień, ale jako tytan pracy, który długi weekend ma przez 1 dzień oraz po kwietniowym poście od postów postanowiłem Wam coś dziś napisać :) Najważniejsza zmiana - zniknął śnieg! Oczywiście pozostały jakieś niedobitki, które chowają się w cieniu, ale generalnie wciągu 2 tygodniu rozpuściło się wszystko! Za to, teraz pozostała kupa piachu no i mocno wieje! To połączenie + traktory zamiatające pobocza powodują, iż czuję się jak podczas burzy piaskowej w Texasie! Zawieje wiatr a piach masz wszędzie i brakuje tylko okrągłego krzaka popychanego przez wiatr, jak na westernach! Rano beczkowozy polewają ten piach wodą, ale wiadomo jest, że wszystkiego nie poleją! Rzeka też już rozmarzła - wygląda jak wielki wąż w białe grochy, gdyż pływają po niej kry. Wraz z roztopem pojawiło się mnóstwo mew! I jak otwieram okno w pracy to dobiegają mnie dźwięki jak nad morzem! Słońce ładnie grzeje, ale brakuje tu kolorów zieleni, żonkili, tulipanów - wszystko tu jest takie szaro-bure i ogólnie gdyby nie temperatury i brak śniegu to ciężko pomyśleć, że to wiosna....dla potwierdzenia widok z mojego okna:



Za to w Moskwie wiosna w pełni! W drodze powrotnej było kilka godzin na spacerek. W parkach się zieleni a kremlowskie kopuły błyszczą w słońcu! Na placu czerwonym jak zawsze tłumy! Piotr pierwszy spogląda na rzekę Moskwę a cerkiew Chrystusa Zbawiciela niczym ogromny obłok bieli się na tle błękitnego nieba...ach ta wiosna w Moskwie...





Z Moskwy prosto do domciu! Dwa tygodnie lenistwa i spotkań minęły mi jak 2 dni i znowu trzeba było jechać na północ. Strasznie mi się nie chciało, ale sama podróż to zawsze fajne przeżycie. Spanie na półkach, wrzątek z samowaru i inne wschodnie specjały - nie da się ukryć, że to uwielbiam :) A w podróży, jak to w podróży, zawsze coś ciekawego może się zdarzyć, tym razem pierwszy raz spotkałem "Białoruską gejszę pociągową", ale od początku: Około północy mijaliśmy przejście graniczne w Brześciu, gdzie jak zawsze, zaraz po kontroli celnej pojawia się gromada pań sprzedających produkty i napoje. W ofercie zwyczajowo kurczak - jak kiedyś zareklamowała mi jedna Pani "Prawdziwy naturalny białoruski kurczak a nie jakiś tam sztuczny europejski" mimo to nigdy jeszcze się nie skusiłem, boję się że będzie z hodowli Łukaszenki ;)! Ostatnio zawsze kupuję tam cudowną wodę mineralną o smaku cytrynowo-truskawkowym - ma boski smak, jednak tym razem nie mieli, więc kupiłem sobie kotleta :) Był bardzo smaczny, a pani zauważyła, że jeden towar udało się sprzedać, więc zaczęła kuć żelazo i namawiać nas na kolejne zakupy. Kolega z przedziału uległ namowom i mimo, iż powtarzał kilka razy, że białoruska wódka niezbyt nam smakuje zakupił buteleczkę owego trunku :) Była to wódka żytnia o nazwie chlebowa! Pani Walentyna, po owocnej sprzedaży przedstawiła się nam i  zaoferowała się, że skoro nam nie smakuje, a z pociągu nie można wysiąść, bo trwa zmiana podwozia (tak, tak na wschodzie mają szersze szyny i trzeba zmienić koła) to ona pomoże nam wypić tą wódkę i umili nam czas! Tego jeszcze nie było, zawsze zakupy i następny wagon!  A tu proszę interes życia!  Pani sprzedała nam butelkę wódki za 30 zł, którą potem z nami wypiła a no i jeszcze umilała nam czas :) A umilanie polegało na niecykoczących się opowieściach! Mąż pani Walentyny podobno strasznie pił, ale zagroziła mu, że jeśli nie przestanie to go zostawi i on wtedy dla niej odstawił alkohol, ale teraz ponoć znowu zaczął pić, bo nie ma pracy, Pani Walentyna rozumie, że jest mu ciężko i pozwala mu trochę popić z kolegami w bani (bania to rodzaj rosyjskiej sauny). Codziennie wcześnie rano sama piecze kotlety, bliny i kurczaka, po czym kilka kilometrów idzie pieszo do dworca. Przychodzi na wszystkie pociągi przejeżdżające przez Brześć! Podobno najwięcej można zarobić w pociągu na trasie Paryż-Moskwa, ale trzeba też mieć znajomości. Nie każdy kierownik pociągu pozwala na sprzedaż w wagonach. Pani Walentyna ma też córkę. Ma już chłopaka i wynajmuje mieszkanie, ale Pani Walentyna chętnie pozna ją z polskim chłopcem, bo w Polsce jest lepsze życie! Na początku lat 90 bywała często w naszym kraju, i rozmarzonym głosem opowiada o Krakowie i jak wspaniale już wtedy było w Polsce. Koła zmienione i koniec umilania. Pani Walentyna na pożegnania wypiła jeszcze kieliszek i spieszy do domu. Mąż wraca z bani a jutro jeszcze Niedziela palmowa i trzeba naciąć ładnych gałązek wierzbowych, mąż obiecał, że to zrobi, ale dla spokoju zrobi to sama. Pociąg ruszył dalej! Z tą gejszą może przesadziłem, ale takie było moje pierwsze skojarzenie :) Później już nie było tak ciekawie. Szybka przesiadka w Moskwie a potem za oknem same lasy. Wysiadam z pociągu i wracam do Koriażmy... Trud Pierwszomajowy został zwieńczony! Powstał POST! Hurra chyba jednak nie będę musiał kupować hula-hoop! U mnie 21.30 a na dworze dopiero robi się szaro. Rano słońce o 5.00 jest już wysoko. Białe noce już niedługo, a ja czekam na wiosenne zielone barwy i wasze odwiedziny w kolejnym poście! Da wstrieczi! :)

poniedziałek, 11 marca 2013

Śmierć na lodzie!!!

Witajcie rusofile, wschodoholicy i markomaniacy! No i mamy marzec! Luty gdzieś mi się zapodział między śrubami imbusowymi a stertami tłumaczeń. Teraz też mam sporo pracy, ale jakoś na chwile udało mi się wydostać z tego fabryczno-budowlanego świata! Wyprodukowano już pierwszy zwój papieru i wszyscy są szczęśliwi. Czekamy teraz na papier z kolejnej maszyny, która się buduje, będzie to "bumaga" (bumaga to po rosyjsku papier) super wysokiej jakości i dodam, że będzie to jedyna taka maszyna w europie, ale to dopiero za jakiś czas, a tymczasem, za oknem zima w pełni. Parę dni temu było -35 a pierwszego marca -30 ot taka niespodzianka na pierwszy dzień wiosny (Rosjanie 01.03 uznają za nadejście wiosny a nie tak jak my 21.03). Śniegu po kolana, ale niech im będzie, że jest wiosna :) Pod koniec lutego, było lekkie ocieplenie i temperatura była bliska zeru a nawet chyba parę dni było zero i +1, i trochę wszystko stopniało, ale potem znowu zamarzło i była tak ślizgawica, że ledwo chodzić można było!!! Koszmar!!! Naprawdę poważnie zastanawiałem się, czy zakupić raki na podeszwy!!! Na pewno przydały by mi się jednego słonecznego dnia kiedy szedłem sobie poboczem.... nagle jak wpadłem w poślizg to musiało to wyglądać co najmniej tak:


Najgorsze jednak przed nami!!! W odległości mniej niż dwa metry jechał za mną kamaz (http://pl.wikipedia.org/wiki/KAMAZ) dodam, że niezbyt wolno!!! Gdybym się przewrócił wpadłbym prosto pod koła!!! Próbowałem złapać równowagę a z tyłu już słyszałem samochód!!!! Potem zastanawiałem się ile osób rocznie ginie w ten sposób w Rosji, bo nawet jeśli trafi się jakiś chodnik (co generalnie graniczy z cudem) to zimą warstwa lodu jest tak gruba, że nie widać krawężnika! Postanowiłem zapytać o te statystyki znajomego Rosjanina,  który na moje pytanie odpowiedział tylko "dużo"!!! Taka tam śmierć na lodzie!!! Jak już o lodzie mowa, to takie minusowe temperatury mają też swoje plusy! Zawsze kiedy kupuję sobie wodę lub colę do pracy to nie muszę jej chłodzić, ani dorzucać lodu, bo wystarczy trochę pochodzić z butelka w torbie po dworze :) W lutym jeden raz miałem okazję wracać do domu autobusem! usadowiłem się wygodnie i czekałem nadejścia babuszki, bo nie wiem czy wiecie, ale w Rosji bilety kupuje się tylko w autobusie u tzw. konduktorki jest to zazwyczaj starsza pani z plikiem bilecików w ręku (czasami ubrana w jakiś uniform lub fartuch). Tym razem jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, iż konduktorką jest młoda wystrojona dziewczyna w wieku licealnym, która bilety i pieniądze przechowywała w czarnej wieczorowej torebce :) Jadąc do domu zaglądałem do rozświetlonych mieszkań i czułem się jak w maszynie czasu! W rosyjskich mieszkaniach królują dywany na ścianie, meblościanki, wielkie żyrandole i kasetony na sufitach. A wszytko to to jak rodem z lat 90-tych. Pod tym względem Rosja, to dziwny kraj. Niby wszystkie nowinki techniczne tu dochodzą, to z drugiej strony reszta jest jak z poprzedniej epoki. Np ta cała super nowoczesna maszyna do produkcji papieru, na której jak grzyby po deszczy wyrosły rzędy guzików! Mnie najbardziej intrygują te duże czerwone! Tak jak w piosence zastanawiam się co będzie jak nacisnę taki duży czerwony guzik (I wonder what's this red button do? Kto nie zna to niech wklika sobie "Dumb ways to die" na yt!), ale z piosenki wiem też, że lepiej nie naciskać tych czerwonych :)


Ostatnio zaskoczyła mnie zwiększona liczba ludzi w okularach przeciwsłonecznych. Faktycznie słoneczko mocno świeci i dziś zagadka została rozwiązana! W okresie wiosennym słońce świeci tutaj tak jak u nas latem i jest to czas największego natężenia promieniowania UV! Z przemyśleń egzystencjonalno-filozoficznych uświadomiłem sobie, iż pracuje tutaj już 4 miesiące a stale łapie się na jednej rzeczy  - zawsze kiedy jadę z kimś samochodem i wjeżdżamy w strefę kapuścianych oparów zapominam, że opary dochodzą z zewnątrz i moja pierwsza myśl to: "ale się sfajczył, co za chamówa żeby puszczać bąka w aucie" a dopiero potem uświadamiam sobie "no tak, przecież wjechaliśmy w pierdo-kapuściane opary" i tak jest codziennie :) mega mnie to bawi, ale te zapachy powodują jednoznaczne skojarzenie, to jest jak odruch Pawłowa :) A na koniec żeby osłodzić wam ten kapuściane zapachy muszę wspomnieć o cukrach smakowych, bo to jest sensacja na skalę światową! Zawsze wydawało mi się, że cukier ma jeden smak! A w Rosji proszę: cukier o smaku pomarańczy, cytryny. miodu i maliny! Przywiozę jakiś do Polski koniecznie! A już na sam koniec dowód na to, że z tymi -30 to nie żadna ściema :) Trzymajcie się cukrowo, używajcie tylko polskiego cukru o smaku buraczanym, bo skoro z buraków, to chyba ma smak buraka i niczym po kolejną łyżeczkę cukru sięgnijcie po mojego bloga a i nie marznijcie!





środa, 30 stycznia 2013

Szybujące taksówki i inne techniczne wizje!

Witajcie wszyscy! Właśnie minął pierwszy tydzień po powrocie! Nadal boli mnie tyłek od siedzenia w aucie, po podróży przez Litwę, Łotwę i kawał Rosji.  Podróż zajęła mi dwa i pół dnia i przejeżdżałem min. przez Psków, Nowogród Wielki i Wołogdę (którą widać na logo bloga). Do tego ostatniego miasta muszą się wybrać na większe zwiedzanie. W Rosji generalnie wszystko bez zmian. Za to u mnie mała zmiana a mianowicie nowe mieszkanie. W poprzednim grzali słabo a w tym grzeją tak straszliwie, że chyba pozostaje mi chodzić nago, kibelek jest o niebo lepszy, ale muszę podnosić pokrywę od spłuczki żeby spuścić wodę, co w połączeniu z kosmicznie małą przestrzenią toalety wygląda dość komicznie, no cóż coś za coś :). Na dworze lekko zimno. Temperatury od -17 do -27, ale było parę słonecznych dni i bardzo przyjemnie było spacerować w promieniach i słuchać skrzypiącego śniegu. Wrócił także nawał pracy... techniczne tłumaczenia lekko wykończyły moją psychikę w tym tygodniu. dlatego prawie codziennie popijam jogurty o smaku cytryny i zielonej herbaty (jak się okazało w Polsce tez taki smak mamy) i uspokajam się lodami pistacjowymi, bo nie wiem czy wiecie, ale Rosjanie mają jedną z największych produkcji lodów na świecie z czego prawie w 90% zabezpiecza ona rynek wewnętrzny. Lody je się tu cały rok, nawet zimą. Lodówki w sklepach zawsze są pełne świeżych lodów. Ja zajadam się lodami marki "domowa kafejka" są po prostu nieopisanie pyszne! 


Zanim kupiłem lody jechałem taksówką - niby nic szczególnego, ale kierowca postanowił jechać na czerwonym i sędziwą ładą szybując przez całe skrzyżowanie wylądowaliśmy w ogromnej zaspie śniegu! Oczywiście wszystko zakończyło się bez najmniejszego zadrapania, łada się nie rozleciała, śmierć w oczach była, ale mimo takich przeżyć kierowca i tak skasował 5 zł i tylko się zaśmiał :) Za to wiem już doskonale do czego służy usypany po obu stronach jezdni śnieg ! U dentystki też po staremu nadal podtrzymuje ona dobre relacje klientami poprzez kontakt cielesny, tu rączka na kolanko, a to na ramię, a to chwycenie za dłoń lub oparcie się o klienta, o trzepotaniu rzęsami nie wspomnę! Poza tym ostatnio w kolejce było nas tylko trzech polaków w poczekalni i Pani dentystka stwierdziła, iż należy jej się order za zasługi dla polskiej stomatologii! Dentyści musza pracować i ja też! Od kilku dni nie siedzę w biurze tylko tłumaczę na budowie...dziś naszła mnie mała refleksja! Pomyślałem o pracach technicznych, jakie się tam wykonuję i doszedłem do zaskakujących wniosków! 
Poniżej wizualizacja:
Prace techniczne, które wykonuje się na budowie: 


Prace techniczne, które mógł bym wykonać ja :)


No cóż prawda jest okrutna i jak powiedziała kiedyś jedna osoba (uwaga cytat) ; "technika dobra rzecz, ale po chu****j ją wymyślili to nie wiem" :) Ostatnimi czasy w ogóle czuje się tam jak w lesie. Maszyna jest taka wielka a wszyscy tacy mali i większość dźwięków przypomina mi jakieś dziwne leśne bądź też egzotyczne wycia :) Dziś spędzając cały dzień na budowie wydawało mi się że słyszę jak ptaszek śpiewa , okazało się iż był to odgłos wkręcanej śruby :) Może i bym nie zbudował takiej maszyny, ale mój zasób słownictwa stale rośnie! Kardany, łożyska, zawory, wirniki i inne elementy na dobre zagościły w moim mózgu! Ostatnio jestem nawet taki kozak, że czasami nie korzystam ze słownika! Ze spraw zaległych trzeba powiedzieć, iż chwilowo mieszkam w kraju Gerarda Depardieu!!! Z tego co słyszałem od tutejszych, to raczej uważają oni, że sprawa sądowa była raczej próbą odwrócenia uwagi od faktycznego sedna sprawy jakim jest nie płacenie podatków! A 19 stycznia (chwilę przed moim przyjazdem)  odbywa się tradycyjne święto upamiętniające Chrzest Jezusa w Jordanie. tego dnia wyboruje się przerębel w skutej lodem rzece, pop najpierw święci wodę a następnie chętni wierni przechodzą chrzest poprzez wejście do lodowatej wody. Kąpiel ta zmywa wszystkie grzechy. Bardzo chciałem to zobaczyć  ale się nie udało. Tradycja ta sięga dawnych czasów, ale jest kontynuowana do dziś. Jak widzicie w Rosji niby wszystko bez zmian, a jednak na budowie gołym okiem da się zauważyć, iż prace idę do przodu!  Mam nadzieję, że u was tez wszystko idzie do przodu i nie musicie obmywać się z grzechów poprze kąpiel w przeręblu! Trzymajcie się ciepło a nie mroźno i jak do przerębla w rzece zajrzyjcie do kolejnego postu! 


niedziela, 16 grudnia 2012

Wężowe Święta!!!


Witajcie! No i mamy ochłodzenie od kilku dni temperatury są poniżej -20 stopni a dziś nawet było -26, ale oczywiście na nikim nie robi to wrażenia, bo w styczniu i tak do -40 może być :).  Dziś zaliczyłem nowe mrozowe doświadczenie, zamarzanie rzęs! Wystarczy, że lekko oczy załzawią i od razu wszystko zamarza! Podobnie dzieje się w nosie :) Sposób na to jest jeden! Trzeba dobrze owinąć się szalikiem i niczym mały parowozik wydychać ciepłe powietrze i wtedy się nie zamarza! Ścieżki dla rowerzystów zamieniły się w nartostrady i codziennie można zobaczyć ludzi przemierzających miasto na biegówkach. Wózki dziecięce zamieniono na sanki, u nas zazwyczaj cięgnie się je za sobą na sznurku a tutaj pomyśleli i rodzice maja długi uchwyt żeby było wygodnie je pchać. Kiedy idzie się do hipermarketu można zobaczyć całe rzędy zaparkowanych sanek! Z cyklu informacji lekarskich: Ostatnio przeżyłem szok, iż dentysta wydaje kartę gwarancyjną na plombę którą zakłada, w tym wypadku było to pół roku. Jeśli plomba wypadnie w tym czasie można zgłosić się z gwarancją i usterka będzie naprawiona! Przed toną świątecznych łakoci warto zadbać o zęby! W centrum miasta stoi już gigantyczna choinka a wszyscy są w szale zakupów. A w sklepach nastąpiło istne zawężowienie! Kartki świąteczne, świeczki, maskotki, czekoladki  a nawet bombki. Wszystko z wężami, kobrami i żmijami! Czytałem, że według kalendarza Chińskiego rok 2013 jest rokiem węża, i generalnie wąż jest tutaj uważany za symbol zdrowia, szczęścia i pomyślności! Ale powiem Wam, że dość dziwnie to wygląda np. kartki świąteczne z wężem oplecionym wokół choinki! Trochę mnie to zaszokowało, ale co kraj to obyczaj! Mam nawet wrażenie, że Dziadka Mroza jest mniej niż węży! A elementów religijnych, takich jak u nas żłóbek, czy pierwsza gwiazdka,  tutaj nie ma wcale! Zdarzają się jeszcze bałwanki i choinki, ale ilościowo węży nic nie przebije! Na ulicach podobnie jak u nas dzieciaki odpalają petardy o fajerwerkach nie wspomnę, bo to jest tutaj całoroczna rozrywka a ich huk można usłyszeć co weekend przez cały rok! Cała Koriażma mówiła o otwarciu miejskiego lodowiska, ale zważywszy na moje umiejętności łyżwiarskie raczej się tam nie pojawię  Za to cała Rosja jest zawiedziona! Grupa Tatu powróciła, ale wszyscy są rozczarowani, iz jak za dawnych lat dziewczęta pod koniec występu nie złączyły się w soczystym pocałunku!  Naprawdę smutne, może już z tego wyrosły ;) Rosjanie wspominają lata świetności Tatu a ja ostatnio siedząc w jednym z biur i oczekują na podpisanie dokumentów usłyszałem w radiu  "Kolorowe jarmarki" w dziwnym męskim wykonaniu, bo niby po polsku pan śpiewał, ale po akcencie dało się usłyszeć, że nie jest Polakiem, zwłaszcza przy słowie "kogucików" które rozbrzmiewało jako "koguczików" w jego wykonaniu! Maryla Rodowicz była kiedyś bardzo popularna w ZSRR  ale dziś już mało kto o niej pamięta, jednak jest jeszcze jedna gwiazda, którą Rosjanie kochają po dziś dzień! Jest to Anna German! Starsi, którzy pamiętają tamte czasy zawsze przytaczają Annę German jako wybitną artystkę! Młodzi już nie wiedzą kto to Anna German, ale  na stacji podobnej do naszych "Złotych przebojów" co jakiś czas można usłyszeć piosenki własnie Rodowicz i German. Oczywiście słysząc "Kolorowe jarmarki" pomyślałem sobie o Polsce i jak niewyobrażalnie wspaniale było by być z wami na święta! I jest nius z ostatniej chwili ( wtedy nucąc "jarmarki" jeszcze tego nie wiedziałem) wracam do Polski 21 grudnia, bilet już jest. Dwa dni w drodze i będę na miejscu! Także liczę że się zobaczmy! A tym czasem kilka świątecznych zdjęć dla was i do zobaczenia na My Russian Life już w nowym 2013 roku! 







A no i co to za święta bez świątecznych piosenek! 




piątek, 7 grudnia 2012

Raz dwa trzy czipsorybę zjadasz ty!


Witam, witam i o mrozy pytam, słyszałem, że w Polsce lekko sypnęło ;) U mnie na razie się uspokoiło i temperatura utrzymuje się na poziomie -10 stopni. Na dworze jest bardzo przyjemnie. Śnieg skrzypi pod nogami i  mrozik lekko szczypie! Szkoda tylko że ciemnica aż do 9 rano potem dopiero lekko się przejaśnia. Mimo ciemności zwiedziłem już wiele zakamarków fabryki i muszę wam powiedzieć, że zapach zgniłej gotowanej kapusty to nie wszystko... można jeszcze wydzielić zapach zgniłego jajka, ale najbardziej dobijający jest zapach, który przypomina świeżo puszczonego bąka! Na szczęście większość dnia spędzam na samym końcu fabryki i tam już te zapachy nie dochodzą! Poza fabrycznymi zakamarkami zapuściłem się też w okoliczne landy :)  Dziś już Piątek, ale cofnijmy się do Niedzieli. Wtedy właśnie udałem się do miejscowości Wielki Ustiug, Pewnie już oglądaliście fotki z historycznej wizyty Marka Ł, w hacjendzie Dziadka Mroza! Powiem Wam, że fajnie było to zobaczyć, ale szału nie ma. Poza tym bilecik kosztuje w przeliczeniu ponad 70 zł a za wszystkie atrakcje wewnątrz i tak trzeba dodatkowo płacić! Nawet zdjęcie z samym Dziadkiem Mrozem kosztuje dodatkowo 5 zł i co najlepsze trzeba je wykonać własnym aparatem, gdyż dziadek nie posiada sprzętu fotograficznego! Generalnie Dziadula jakiś małomówny, cukierka mi nie dał  i maił sztuczną brodę! Na miejscu zwiedzić można między innymi sypialnię Dziadka  Mroza, siłownię, gabinet i oczywiście sklepik z pamiątkami. Jest także małe Zoo i ogród zimowy (miałem okazję zajrzeć i to raczej była mała szklarnia niż ogród a na zoo nie miałem już siły) jak zwykle marudzę, ale marudzę, więc jestem i mam to już we krwi, ale są rzecz jasna pozytywy: przejechałem się przez tajgę za dnia, wyrwałem się z Koriażmy i zobaczyłem piękne cerkwie w centrum Wielkiego Ustiugu no i milo było pospacerować po świeżym powietrzu, bo było tylko -14, więc w sam raz na spacerek. Miło wspominam także kafe Dziadka Mroza gdzie zjadłem pyszne blinczki ze zguścionką i talerz gorącej solianki z łychą śmietany na środku!  A wczoraj były Mikołajki! Rosjanie nie mają Świętego Mikołaja tylko Dziadka Mroza, który świętuje swoje urodziny jakoś pod koniec listopada i dlatego nie znają takiej tradycji i nie obchodzą  Mikołajek, ale ja obchodzę i tak jak obiecałem z tej okazji ( i generalnie z okazji tego że czytacie mojego bloga) mam coś speszjal dla Was! A  w szczególności dla tych, którzy czytają posty a mianowicie kartka świąteczna prosto from Raszja. Wystarczy tylko przysłać swój adres przez fanpejdża lub wpisać adres w komentarzu! Kartki będę wysyłać w każdy zakątek świata, do momentu wyjazdu z Rosji (nadal nie wiem kiedy wrócę) Mam nadzieję, że się cieszycie  i że już szykujecie specjalne miejsca na półkach, witrynkach i w ramkach na tą wyjątkową kartkę świąteczną :)  Już czuję waszą euforię bijącą przez łącza, ale wracamy do rosyjskiego życia, które zaskakuje każdego dnia! Ostatnio zadziwił mnie tutejszy styl noszenia czapek przez mężczyzn! Nadziewają oni czapkę na czubek głowy tak aby nie zasłaniała uszu, co powoduje że czapka sterczy w stożkowaty sposób! Wiem, że opisu ciężko to sobie wyobrazić, ale postaram się zrobić fotkę żeby wam to pokazać! A czy wiedzieliście, że Rosjanie licząc na palcach robią to w przeciwnym kierunku niż europejczycy! My liczymy zaczynając od kciuka i prostując kolejne palce. Rosjanie zawsze zaczynają od małego palca, zaginając kolejne do środka! Rosjanie to również najwięksi na świecie fani nasion słonecznika! w każdym supermarkecie można oprócz działu z czipsami znaleźć dział słonecznikowych nasionek! I na każdym kroku można spotkać kogoś z torebeczką z napisem "siemieczki" Byłem również zaproszony na domową posiadówkę przy browarze. My Polacy zakupilibyśmy pakę czipsów i  orzeszki, natomiast Rosjanie na taką okazje zakupili wspomniane nasionka-"siemieczki" i suszoną soloną rybę, która pokrojona w plastry stanowiła czipsy! Była to ryba gorbusza i muszę dodać, że dawno nie jadłem czegoś tak słonego! Wikipedia mówi, że to gatunek anadromicznej ryby z rodziny łososiowatych, cokolwiek to znaczy była smaczna! Generalnie nie przepadam za rybami ale te tutejsze wyjątkowo mnie przekonują. Ostatnio coś rybiastego i tak smacznego jadłem na Syberii i był to wędzony na gorąco omul, bo Rosjanie wędzą na dwa sposoby, są to tak zwane gorące i zimne wędzenia i ciężko stwierdzić, które lepsze, każde z nich daje inne smakowe doznania. Rosyjskie nazwy ryb stanowią dla mnie totalną zagadkę, ale powoli się uczę i wiem że np. "trieska" to dorsz. Więcej o rybach można dowiedzieć się nie tylko z Wikipedii, ale także z książek.  I za to również uwielbiam Rosję, że cały czas panuje tutaj kult książki i ludzie bardzo często pytają o "a co lubisz czytać" "jaką literaturę lubisz"! U nas mam wrażenie rzadko zdarza się mówić o książkach zwłaszcza przy piwie a szkoda! Poza tym tak samo jak wy czekam na świąteczną ciężarówkę Coca-Coli! Kolejny totalnie świąteczny post już niedługo! A na koniec jak zawsze parę fotek! Do zobaczenia, oby jeszcze przed nowym rokiem!