piątek, 7 grudnia 2012

Raz dwa trzy czipsorybę zjadasz ty!


Witam, witam i o mrozy pytam, słyszałem, że w Polsce lekko sypnęło ;) U mnie na razie się uspokoiło i temperatura utrzymuje się na poziomie -10 stopni. Na dworze jest bardzo przyjemnie. Śnieg skrzypi pod nogami i  mrozik lekko szczypie! Szkoda tylko że ciemnica aż do 9 rano potem dopiero lekko się przejaśnia. Mimo ciemności zwiedziłem już wiele zakamarków fabryki i muszę wam powiedzieć, że zapach zgniłej gotowanej kapusty to nie wszystko... można jeszcze wydzielić zapach zgniłego jajka, ale najbardziej dobijający jest zapach, który przypomina świeżo puszczonego bąka! Na szczęście większość dnia spędzam na samym końcu fabryki i tam już te zapachy nie dochodzą! Poza fabrycznymi zakamarkami zapuściłem się też w okoliczne landy :)  Dziś już Piątek, ale cofnijmy się do Niedzieli. Wtedy właśnie udałem się do miejscowości Wielki Ustiug, Pewnie już oglądaliście fotki z historycznej wizyty Marka Ł, w hacjendzie Dziadka Mroza! Powiem Wam, że fajnie było to zobaczyć, ale szału nie ma. Poza tym bilecik kosztuje w przeliczeniu ponad 70 zł a za wszystkie atrakcje wewnątrz i tak trzeba dodatkowo płacić! Nawet zdjęcie z samym Dziadkiem Mrozem kosztuje dodatkowo 5 zł i co najlepsze trzeba je wykonać własnym aparatem, gdyż dziadek nie posiada sprzętu fotograficznego! Generalnie Dziadula jakiś małomówny, cukierka mi nie dał  i maił sztuczną brodę! Na miejscu zwiedzić można między innymi sypialnię Dziadka  Mroza, siłownię, gabinet i oczywiście sklepik z pamiątkami. Jest także małe Zoo i ogród zimowy (miałem okazję zajrzeć i to raczej była mała szklarnia niż ogród a na zoo nie miałem już siły) jak zwykle marudzę, ale marudzę, więc jestem i mam to już we krwi, ale są rzecz jasna pozytywy: przejechałem się przez tajgę za dnia, wyrwałem się z Koriażmy i zobaczyłem piękne cerkwie w centrum Wielkiego Ustiugu no i milo było pospacerować po świeżym powietrzu, bo było tylko -14, więc w sam raz na spacerek. Miło wspominam także kafe Dziadka Mroza gdzie zjadłem pyszne blinczki ze zguścionką i talerz gorącej solianki z łychą śmietany na środku!  A wczoraj były Mikołajki! Rosjanie nie mają Świętego Mikołaja tylko Dziadka Mroza, który świętuje swoje urodziny jakoś pod koniec listopada i dlatego nie znają takiej tradycji i nie obchodzą  Mikołajek, ale ja obchodzę i tak jak obiecałem z tej okazji ( i generalnie z okazji tego że czytacie mojego bloga) mam coś speszjal dla Was! A  w szczególności dla tych, którzy czytają posty a mianowicie kartka świąteczna prosto from Raszja. Wystarczy tylko przysłać swój adres przez fanpejdża lub wpisać adres w komentarzu! Kartki będę wysyłać w każdy zakątek świata, do momentu wyjazdu z Rosji (nadal nie wiem kiedy wrócę) Mam nadzieję, że się cieszycie  i że już szykujecie specjalne miejsca na półkach, witrynkach i w ramkach na tą wyjątkową kartkę świąteczną :)  Już czuję waszą euforię bijącą przez łącza, ale wracamy do rosyjskiego życia, które zaskakuje każdego dnia! Ostatnio zadziwił mnie tutejszy styl noszenia czapek przez mężczyzn! Nadziewają oni czapkę na czubek głowy tak aby nie zasłaniała uszu, co powoduje że czapka sterczy w stożkowaty sposób! Wiem, że opisu ciężko to sobie wyobrazić, ale postaram się zrobić fotkę żeby wam to pokazać! A czy wiedzieliście, że Rosjanie licząc na palcach robią to w przeciwnym kierunku niż europejczycy! My liczymy zaczynając od kciuka i prostując kolejne palce. Rosjanie zawsze zaczynają od małego palca, zaginając kolejne do środka! Rosjanie to również najwięksi na świecie fani nasion słonecznika! w każdym supermarkecie można oprócz działu z czipsami znaleźć dział słonecznikowych nasionek! I na każdym kroku można spotkać kogoś z torebeczką z napisem "siemieczki" Byłem również zaproszony na domową posiadówkę przy browarze. My Polacy zakupilibyśmy pakę czipsów i  orzeszki, natomiast Rosjanie na taką okazje zakupili wspomniane nasionka-"siemieczki" i suszoną soloną rybę, która pokrojona w plastry stanowiła czipsy! Była to ryba gorbusza i muszę dodać, że dawno nie jadłem czegoś tak słonego! Wikipedia mówi, że to gatunek anadromicznej ryby z rodziny łososiowatych, cokolwiek to znaczy była smaczna! Generalnie nie przepadam za rybami ale te tutejsze wyjątkowo mnie przekonują. Ostatnio coś rybiastego i tak smacznego jadłem na Syberii i był to wędzony na gorąco omul, bo Rosjanie wędzą na dwa sposoby, są to tak zwane gorące i zimne wędzenia i ciężko stwierdzić, które lepsze, każde z nich daje inne smakowe doznania. Rosyjskie nazwy ryb stanowią dla mnie totalną zagadkę, ale powoli się uczę i wiem że np. "trieska" to dorsz. Więcej o rybach można dowiedzieć się nie tylko z Wikipedii, ale także z książek.  I za to również uwielbiam Rosję, że cały czas panuje tutaj kult książki i ludzie bardzo często pytają o "a co lubisz czytać" "jaką literaturę lubisz"! U nas mam wrażenie rzadko zdarza się mówić o książkach zwłaszcza przy piwie a szkoda! Poza tym tak samo jak wy czekam na świąteczną ciężarówkę Coca-Coli! Kolejny totalnie świąteczny post już niedługo! A na koniec jak zawsze parę fotek! Do zobaczenia, oby jeszcze przed nowym rokiem! 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz